Mijał
dzień za dniem. Byłam coraz słabsza, coraz bardziej otępiała i
niepewna swoich kroków. Czasem zdarzało się, że przysnęłam
gdzieś wieczorem i o dziwo budziłam się w swoim łóżku umyta,
przykryta ciepłą kołdrą. Tom tłumaczył mi, że to przez nadmiar
nauki, że jestem zmęczona ciągłym zakuwaniem. Tylko problem
polegał na tym, że moje oceny pogorszyły się radykalnie, toteż
teoria mojego przyjaciela nie mogła być słuszna.
Byłam
coraz bliższa pogodzenia się z oszustwem i pozwolenia Tomowi na
podpowiadanie na wszelkich egzaminach, zresztą raz na eliksirach
miałam wrażenie, że zrobił to wbrew moim zaprzeczeniom. Test był
okropnie trudny, nie potrafiłam nic, a kiedy Snape oddawał prace
okazało się, że dostałam powyżej oczekiwań. Spojrzał wtedy na
mnie groźnie, a ja sama nie wiedziałam jak mam zareagować, byłam
w szoku, ale coś mi mówiło, że nie poruszył się żaden mięsień
mojej twarzy.
Postanowiłam
wieczorem zapytać o to Toma.
Pomagałeś
mi na lekcji eliksirów w zeszłym tygodniu? – napisałam,
drżącą dłonią. Przy znaku zapytania pojawił się niewielki
kleks.
Tak.
Przecież
się umawialiśmy! Tom, ja nie chcę być niesprawiedliwa w stosunku
do moich… do moich…
Znajomych?
Kolegów? Przyjaciół? Ginny, ja Ci nic od siebie nie
podpowiedziałem, pomogłem tylko Twojemu umysłowi odnaleźć
informacje, których uczyłaś się zeszłego wieczora. One tam były,
to była Twoja wiedza.
Uwierzyłam
mu. W zasadzie, jak się nad tym teraz zastanawiam, było to
idiotyczne. Dlaczego? Bo ja nigdy nie uczyłam się na ten test z
eliksirów.
* *
*
Kilka
dni przed świętem Duchów w Hogwarcie zapanowała epidemia grypy.
To skłoniło moich braci do przemyśleń. Percy nagle się obudził
i stwierdził, że blado wyglądam. Zaciągnął mnie do skrzydła
szpitalnego, a Pomfrey podała mi eliksir pieprzowy. Dziwne, że nie
zdziwiło go wtedy to, że po kilku dniach nadal wyglądałam tak
samo tragicznie, a może nawet gorzej.
Zauważyłem,
że coraz częściej obserwujesz Harry’ego Pottera – napisał
pewnego razu Tom. Poczułam jak na mojej twarzy pojawia się
szkarłatny rumieniec.
Naprawdę?
– odpowiedziałam głupio. – Wydaje Ci się…
Nie
chcesz mi powiedzieć? Ja przecież mówię Ci wszystko, jesteśmy
przyjaciółmi.
Tak
wiem, ale… No dobrze. Harry mi się bardzo podoba, podziwiam go.
Jest bohaterem.
To
prawda, jest bardzo odważnym chłopcem. Dlaczego więc do niego nie
zagadasz?
On
mnie chyba nie lubi. Woli towarzystwo innych osób – swoich
przyjaciół, no i Hermiony. Wydaje mi się, że to ona mu się
podoba.
Ginny,
mam pewien pomysł na zwrócenie jego uwagi. Pomożesz mi?
* *
*
Nie
poszłam na ucztę. Nogi niosły mnie w inne miejsce. Do łazienki
Jęczące Marty. Tom sprawiała, że umiałam uśmiechnąć się do
innych uczniów znajdujących się na korytarzu. Nie bałam się.
Pozwoliłam mu się poprowadzić. Równie dobrze mogłam zamknąć
oczy. Nawet przez chwilę zapragnęłam tego, jednak jego silne
dłonie podtrzymywały moje lekko sine powieki.
On
rozejrzał się za mnie, po czym wprowadził do pomieszczenia. Było
pusto. Tom już wcześniej powiedział mi, że dziś jest odpowiedni
moment, ponieważ Jęcząca Marta będzie poza swoją łazienką. Nie
pomylił się, nie zdziwiło mnie to.
Po
cichu podeszłam do jednej z umywalek. On dotknął jej moją dłonią.
Była zimna, tak mi mówił – Ginny ona jest bardzo, bardzo
chłodna.
Po
chwili coś dziwnego wydobyło się z mojej piersi. Coś jakby syk?
Wystraszyłam się, ale ciepłe macki owiły się wokół mojego
umysłu i uspokoiły narastającą panikę.
Coś
zaczęło się dziać. Umywalki z głośnym brzdękiem zaczęły się
przesuwać – zapadać – znikać… pozostawiając tylko wielką
dziurę. Tom pozwolił mi zajrzeć do środka, a może sam chciał
zobaczyć co jest wewnątrz?
Wychyliłam
się. Czarny tunel stromo spadał w dół. Pomodliłam się cicho,
oby nie kazał mi tam skakać. Moje nerwy nie wytrzymałyby tej
mrożącej krew w żyłach przejażdżki.
Dziękuję
Ci Ginny. – Usłyszałam jego głos w głowie. To było
zaskakujące. Zawsze potrzebowaliśmy dziennika, choć doskonale
wiedziałam, że umie wpływać na mnie w inny sposób. Teraz czułam
jeszcze bardziej więź, która nas łączył. Namacalna wstęga była
więcej warta niż rozmowy na papierze.
Znów
zasyczałam. Znów się wystraszyłam tego dźwięku. I nagle coś
zaskrzypiało, coś zaczęło się wspinać po stromych ścianach
grubej rury. Coś grubego, tłustego, wielkiego… poczułam dziwny
zapach wilgoci.
To,
co się dzieje? – zapytałam, choć nie czułam strachu. Nic
nie czułam.
To
nic, moja kochana, to nic. Nie musisz się bać. To mój
przyjaciel.
Na
brudną posadzkę padł złowieszczy cień, on był ostatnia rzeczą,
jaką udało mi się dostrzec. Potem moje powieki stały się
ciężkie. Opadły. Ja sama opadłam w nicość.
Komnata
Tajemnic została otwarta. Strzeżcie się wrogowie Dziedzica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz