piątek, 22 czerwca 2012

Wpis siódmy: Żółte światło

Stałam ze wszystkimi. Razem z nimi wpatrywałam się w napis na ścianie i wiszącą w bezruchu kotkę Filcha – Panią Norris. Zaskakujące, że żaden z moich braci nie dostrzegł podobieństwa w lekko pochyłych, drukowanych literach.
Jedna z pochodni zamigotała, a po chwili zgasła. Tak samo jak wszystko, co było kiedyś we mnie ludzkie.
Nawet nie wiem, kiedy zjawił się woźny, kiedy zjawił się dyrektor, kiedy zjawiła się reszta grona pedagogicznego, kiedy Snape spojrzał na mnie groźnie, kiedy Percy chwycił mnie za ramię, kiedy Fred zaprowadził mnie do pokoju wspólnego. Kiedy znalazłam się w sypialni, kiedy wyjęłam dziennik Toma.
Dlaczego tak się stało? – napisałam trzęsącą się dłonią. – Przecież mówiłeś, że nikomu nic złego się nie stanie!
To nie tak, Ginny – odpowiedź pojawiła się błyskawicznie. – Nie wiem, czy mogę powiedzieć Ci prawdę.
Powiedz, powiedz, skoro już zacząłeś!
To przez Ciebie Pani Norris wisi w bezruchu.
Z mojej piersi wyrwał się niekontrolowany jęk. Zasłoniłam usta dłonią, aby się to nie powtórzyło, aby moje współlokatorki nie zainteresowały się moim dziwnym zachowaniem.
Jak to, przeze mnie? – na kartce pojawił się ogromny, szkarłatny kleks.
Ale nie martw się, przecież uda się ją uratować. Ginny, to był wypadek, zapomniałem Cię ostrzec, że mój przyjaciel potrafi krzywdzić. Tylko że on nie robi tego specjalnie. On nie umie nad tym panować. Spanikowałaś, to mogło zdarzyć się każdemu.
Muszę iść z tym do profesor McGonagall.
Nie.
Co? Dlaczego nie? Zrobiłam źle, musi mnie ukarać!
Nie, Ginny. Oni nie mogą się dowiedzieć, że to Ty. Oni nie zrozumieją. Ukarzą Cię, nie chcę patrzeć jak cierpisz.
* * *
Kochana Ginny,
Razem z tatą bardzo się o Ciebie martwimy. Percy pisał do nas, że pogorszyłaś się w nauce. Dlaczego? Przecież jeszcze we wrześniu miałaś dobre stopnie. Do tego cały czas chodzisz smutna i przygnębiona. Nie podoba Ci się w Hogwarcie? A może to Fred i George są niegrzeczni i zachowują się nieodpowiednio wobec Ciebie? Odpisz, proszę, szybko. Może to po prostu jesień tak na Ciebie działa?
Pozdrawiam, Mama
Zgniotłam pergamin w dłoni i rzuciłam świstek pod łóżko. Niech tam leży. Pewnie, kiedy mi się o nim przypomni, już dawno zostanie sprzątnięty przez skrzaty. Nie planowałam odpisać mamie. Ja nie planowałam. Tom owszem.
Za pomocą mojego ciała usiadł przy niewielkim stoliku zastawionym książkami, za pomocą moich ust, uśmiechnął się do Percy’ego, za pomocą moich dłoni rozwinął pergamin, uszykował pióro i zanurzył stalówkę w granatowym atramencie.
Kochani rodzice,
Wszystko jest w porządku. Przepraszam za te oceny. To prawda, we wrześniu bardziej się starałam. Chyba się trochę rozleniwiłam. Obiecuję się poprawić. Ostatnio dostałam nawet powyżej oczekiwań za bardzo trudny test na eliksirach.
Wcale nie jestem smutna. No może troszkę. Tęsknię za Wami, ale chyba nie ma w tym nic złego? Fred i George są grzeczni. Nie dokuczają mi. Mamo, jestem naprawdę szczęśliwa w Hogwarcie. Mam przyjaciół i chcę spędzić z nimi jak najwięcej czasu.
Kocham Was bardzo – Ginny

Tom pociągnął odpowiedni sznurek i zapytał dziwnie znajomym głosem mojego brata Percy’ego, czy mogę pożyczyć sowę, aby wysłać list do rodziców. Mój brat jak zwykle nie miał nic przeciwko. Chciałam mu podziękować, jednak Tom mnie wyprzedził.
Później obserwowałam oddalającą się sowę. Zniknęła gdzieś za linią horyzontu. Zastanawiałam się przy tym, dlaczego znikanie nie jest takie proste. Wyobraziłam sobie, jak następnego ranka mama otwiera kopertę, wyciąga z niej ładnie napisany list i odczytuje go na głos. Tata się cieszy, że jestem szczęśliwa… Ale tatuś nie wie, tatuś nie wie, że duszyczka jego małej córeczki pomału zanika. Ja kocham moich przyjaciół – przyjaciela. Ja kocham mojego Toma dlatego pozwoliłam mu pożyczyć moje ciało. Nie wiedziałam do czego. Nie wiedziałam, ale jemu było bardziej potrzebne. Bo po co mi ono? Nie jest nawet dostatecznie ładne.
* * *
Nadszedł dzień, który dla większości Gryfonów był bardzo, bardzo ważny. Mianowicie dziś miał mieć miejsce mecz quidditcha ze Ślizgonami. Pierwszy raz widziałam takie zamieszanie. Uczniowie biegali pomalowani na złotoczerwone bądź zielono srebrne barwy. Wymachiwali flagami i szalikami.
Męczyli mnie, męczył mnie natłok obrazów. Chciałam zamknąć oczy, jednak Tom był w pełnej gotowości. Trzymał moje powieki uniesione. Pewnie sam chciał wiedzieć, co dzieje się na korytarzu.
Jestem zmęczona – szepnęłam w myślach. Nie pozwolił, aby moje słowa usłyszał ktoś z zewnątrz.
Wiem, jak skończy się mecz, pójdziesz odpocząć.
Tom, proszę…
Czułam jak prowadzi moje ciało przez błonia. Według uczniów, których mijałam musiałam wyglądać zwyczajnie, jednak gdyby tylko Tom puścił sznurki, moje nogi poplątałyby się i upadłabym jak długa na trawę.
Tom poprowadził mnie na trybuny. Moje ciało wspięło się na nie i zajęło jedno z miejsc na drewnianej ławce obok Hermiony Granger. Przywitałyśmy się, a moje usta wygięły się w, jak mogłam się tylko domyślać, przekonujący uśmiech.
Mecz trwał w najlepsze. Miałam wrażenie, że Tom się oddalił, bo moje ciało zgarbiło się i nie miało siły na żadne uczucie euforii przy kolejnych punktach, które zdobywał Gryffindor.
Byłam sama w moim świecie, w szarym świecie. Poczułam mocne ukłucie tęsknoty. Panika narastała w moich żyłach. Dlaczego mnie zostawił?
Tom… – szepnęłam.
Nikt mnie nie usłyszał.
TOM!
Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Byłam sama. Na boisku działo się coś ciekawszego niż w mojej głowie.
Obserwowałam nachalny tłuczek, który nie chciał dać spokoju Harry’emu. Chłopak starał się nie zwracać na niego uwagi, gdyż wraz z Malfoyem rzucił się w pogoń za złotym zniczem.
Nie wiem, kiedy rozpędzona piłka uderzyła Harry’ego w bark. Nie wiem, kiedy udało mu się złapać znicz przed Malfoyem, nie wiem, kiedy Hermiona znalazła się obok niego. Nie wiem, kiedy Tom wrócił i zaprowadził mnie do sypialni.
Drżałam. Nie wiem, ile czasu minęło zanim udało mi się dojść do siebie. Siedziałam na łóżku z podkurczonymi nogami. Podbródek oparłam na kościstych kolanach.
Ginny. – Usłyszałam w głowie jego głos. Zaskakujące, że nie potrzebował już dziennika. – Nie chciałem Cię zostawić. Po prostu musiałam coś sprawdzić.
Sprawdzić? Co sprawdzić?
Kto był tak okrutny i posłał za Harrym tego niebezpiecznego tłuczka.
I? Dowiedziałeś się?
Tak, ale nie mogę Ci powiedzieć.
Dlaczego?
Bo będziesz działać pochopnie.
Tom, powiedz mi, skoro zacząłeś.
No dobrze. Był to mugolak – Colin Creevey.
Moja prawa ręka wypuściła pucharek z wodą, jednak jego lewa złapała go bez najmniejszych problemów. Tylko kilka kropel opadło na drewnianą podłogę.
To niemożliwe! Siedziałam obok niego na zaklęciach. Poznaliśmy się już w pociągu! Tom, musiałeś się pomylić.
Wiedziałem, że tak zareagujesz. Bronisz go. Ale pamiętaj, ja nigdy bym Cię nie oszukał i nie powiedział niepotwierdzonych informacji. Posłuchaj mnie Ginny, on jest zły. Już wcześniej planował zabić Harry’ego i nie spocznie, póki celu nie osiągnie. Harry jest teraz w skrzydle szpitalnym, to odpowiedni moment, aby przynieś mu czekoladki nafaszerowane trucizną.
Tom, dlaczego on chcę go zabić?
Czasem jesteś taka naiwna. Zazdrości mu. Sławy, przyjaciół, pieniędzy. Ginny, czasem się zastanawiam, co tak delikatna istota jak ty, robi w tym złym świecie.
Musimy coś zrobić…
Nikt Ci nie uwierzy, że wykryłaś spisek. Jak im to wytłumaczysz? Mówiłem Ci, że nikt nie może się o mnie dowiedzieć. Ginny, to jest ten czas, w którym musisz sama wymierzyć karę.
Sama? Ale co ja mogę…?
Zastanowiłam się przez chwilę. Nie mogłam się skupić, jakaś obca siła pchała moje myśli na odpowiedni tor, tylko jeden tor.
Chyba mam pomysł. Pomożesz mi?
Zawsze, przecież jesteśmy przyjaciółmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy