piątek, 22 czerwca 2012

Wpis ósmy: Rondo

Moje oczy patrzyły prosto w jego oczy. Oczy Colina. Stałam niewzruszona na środku korytarza. Przed czym miałam uciekać? Kogo miałam się bać? Za chwilę miało być po wszystkim, to musiało mi wystarczyć.
On chyba był zalęknięty. Wszystkie mięśnie jego twarzy napięły się niesamowicie. Ale w sumie nie miał powodu. Przecież znał mnie… nie! Nie mógł mnie znać, ja siebie nie znałam. Tom mnie znał, tak, Tom był jedyną osobą na świecie, która mnie znała.
Podniosłam dłoń i pomachałam do chłopaka delikatnie. Nie odwzajemnił gestu. Może dlatego, że miał zajęte ręce? W jednej trzymał aparat, a w drugiej pudełeczko zatrutych czekoladek.
Co tu robisz, Ginny? – odezwał się po chwili. No tak, zepsułam jego plan.
Nie odpowiedziałam. Usłyszałam nieprzyjemny dla uszu dźwięk ocierania wielkiego cielska o posadzkę. Teraz nic mnie nie mogło zaskoczyć.
Bazyliszek wyłonił się zza moich pleców. Wysyczałam coś do niego albo raczej Tom wysyczał za pomocą moich spierzchniętych warg. Monstrum nawet na mnie nie spojrzało, ja na niego też nie.
Colin podniósł aparat. Przyłożył obiektyw do oka i…
TRZASK.
Upadł na podłogę. Znów syknęłam w stronę węża, oddalił się. Ja też się oddaliłam. Ile sił w nogach popędziłam do pokoju wspólnego.
Marzyłam, aby coś poczuć. Aby zatrzęsły mną jakiekolwiek emocje. Pustka…
Skierowałam swoje kroki do łazienki. Oparłam się o umywalkę i pozwoliłam, aby głośny szum wody zagłuszył moje… właśnie, co moje? Moje milczenie?
Tom – jęknęłam w myślach. – Ja już nic nie czuję. Nic…
Mówiłem Ci, jesteś zmęczona.
Ciągle to powtarzasz! Tom, ja mam już dość!
Moja własna dłoń uderzyła mnie w policzek. Widziałam w lustrze przerażenie w oczach rudowłosej dziewczyny. Głośno przełknęłam ślinę, obserwując tworzące się zaczerwienienie. Drżałam, czując narastające pieczenie i dziwne mrowienie na skórze.
Dlaczego to…?
Zamknij się, głupia, bo zaczynam tracić cierpliwość.
Zamknął mi usta i poprowadził ponownie do sypialni. Położył moje ciało na łóżku i przykrył szczelinie kołdrą. Uspokoił mój oddech, nie pozwolił zbyt głośno dyszeć.
Moja mała, naiwna Ginny. – Usłyszałam szyderczy głos. – Może pobiegniesz się komuś poskarżyć? Nie? Ale wiesz, że jutro tego nie załatwisz. Jutro nie będziesz tego pamiętać. A teraz śpij. Zadbam o to, aby przyśniły Ci się najgorsze z możliwych koszmarów.
Ty jesteś koszmarem.
O tak… ale nie martw się, już niedługo będziesz martwa.
* * *
Stoję pośrodku obszernej komnaty. Na twardą posadzkę pada blask zielonkawej poświaty. Obserwuję wysokie kolumny ozdobione splecionymi wężami. Wspierają one ginące w mroku sklepienie. Dopiero po chwili dostrzegam ogromną postać wyrzeźbioną w murze. Jest to mężczyzna o ostrych rysach twarzy.
Chcę iść przed siebie, jednak nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
Tom… – szepcę, mając nadzieję, że mój przyjaciel usłyszy moje błaganie.
I nagle zdaję sobie sprawę, że stoję naga w kałuży krwi – własnej krwi. Czerwona posoka spływa po wewnętrznej stronie moich ud, pozostawiając brudne stróżki na białych jak śnieg łydkach.
Tom!
Czemu krzyczysz? – pyta głęboki, męski głos.
Mężczyzna, który do mnie podchodzi jest najprzystojniejszym człowiekiem na świecie. Ma pociągłą twarz z ostro zarysowanym, lekko wystającym podbródkiem, idealne kości policzkowe i wąskie wargi. Spogląda na mnie ciemnym oczami, choć mogłabym przysiąc, że widziałam w nich czerwony błysk. Czerwony jak moja krew.
Gdzie jesteśmy? – pytam, choć czuję się spokojniejsza, wiedząc, że jest przy mnie.
W pewnym bardzo tajemniczym miejscu, miejscu gdzie mogę być sobą. Ty też możesz być tu sobą – odpowiada tajemniczo.
Przecież ja zawsze jestem sobą.
Tom uśmiecha się słabo, a na jego policzkach tworzą się niewielkie dołeczki. Nagle przede mną pojawia się lustro bez ramy. Podchodzę do tafli, która faluje niespokojnie jak fale morza przy podmuchach delikatnej bryzy.
Spogląda na mnie wysoka dziewczyna o kształtnych piersiach, wąskiej tali i zaokrąglonych biodrach. Ma piękną twarz, skrytą pod warstwą delikatnego makijażu. Podziwiam jej długie, gęste rzęsy i idealnie wyregulowane brwi. Jej dłoń z estetycznie przypiłowanymi paznokciami dotyka pełnych, czerwonych warg. Tak czerwonych jak krew spływająca po jej nogach.
Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że to ja. Uśmiecham się w duchu na ten widok. Jestem piękna…
W pofalowanej tafli widzę, jak Tom zbliża się do mnie. Odwracam się w jego stronę. Patrzę mu prosto w oczy, a one nabierają czerwonej barwi. Po chwili wpina mi we włosy pąk białej róży.
Zawsze już będziemy razem. Nie martw się, nie zapomnisz o mnie – mówi, po czym składa pocałunek na moje lewej piersi.
* * *
Obudziłam się cała mokra. Dyszałam ciężko, jakbym właśnie przebiegła kilka kilometrów. Zimny pot spływał po moim czole i plecach, a cienka koszula nocna przykleiła się do mojej skóry.
Drżałam. Dreszcze pokryły całe moje ciało.
Jednak coś jeszcze było nie tak. Czułam nieprzyjemny zapach krwi. Metaliczna woń sprawiała, że zrobiło mi się niedobrze.
Wstrzymałam oddech i odsłoniłam kołdrę. Omal nie wrzasnęłam. Na prześcieradle znajdowała się ogromna szkarłatna plama. Jak by to powiedziała moja mama? Ginny, właśnie stałaś się kobietą.
Kiedy zwlokłam się z łóżka i po cichu doszłam do łazienki, byłam wdzięczna, że Tom był gdzieś daleko. Nie zniosłabym jego obecności w tym momencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy