piątek, 22 czerwca 2012

Wpis szósty: Zakręt

Mijał dzień za dniem. Byłam coraz słabsza, coraz bardziej otępiała i niepewna swoich kroków. Czasem zdarzało się, że przysnęłam gdzieś wieczorem i o dziwo budziłam się w swoim łóżku umyta, przykryta ciepłą kołdrą. Tom tłumaczył mi, że to przez nadmiar nauki, że jestem zmęczona ciągłym zakuwaniem. Tylko problem polegał na tym, że moje oceny pogorszyły się radykalnie, toteż teoria mojego przyjaciela nie mogła być słuszna.
Byłam coraz bliższa pogodzenia się z oszustwem i pozwolenia Tomowi na podpowiadanie na wszelkich egzaminach, zresztą raz na eliksirach miałam wrażenie, że zrobił to wbrew moim zaprzeczeniom. Test był okropnie trudny, nie potrafiłam nic, a kiedy Snape oddawał prace okazało się, że dostałam powyżej oczekiwań. Spojrzał wtedy na mnie groźnie, a ja sama nie wiedziałam jak mam zareagować, byłam w szoku, ale coś mi mówiło, że nie poruszył się żaden mięsień mojej twarzy.
Postanowiłam wieczorem zapytać o to Toma.
Pomagałeś mi na lekcji eliksirów w zeszłym tygodniu? – napisałam, drżącą dłonią. Przy znaku zapytania pojawił się niewielki kleks.
Tak.
Przecież się umawialiśmy! Tom, ja nie chcę być niesprawiedliwa w stosunku do moich… do moich…
Znajomych? Kolegów? Przyjaciół? Ginny, ja Ci nic od siebie nie podpowiedziałem, pomogłem tylko Twojemu umysłowi odnaleźć informacje, których uczyłaś się zeszłego wieczora. One tam były, to była Twoja wiedza.
Uwierzyłam mu. W zasadzie, jak się nad tym teraz zastanawiam, było to idiotyczne. Dlaczego? Bo ja nigdy nie uczyłam się na ten test z eliksirów.
* * *
Kilka dni przed świętem Duchów w Hogwarcie zapanowała epidemia grypy. To skłoniło moich braci do przemyśleń. Percy nagle się obudził i stwierdził, że blado wyglądam. Zaciągnął mnie do skrzydła szpitalnego, a Pomfrey podała mi eliksir pieprzowy. Dziwne, że nie zdziwiło go wtedy to, że po kilku dniach nadal wyglądałam tak samo tragicznie, a może nawet gorzej.
Zauważyłem, że coraz częściej obserwujesz Harry’ego Pottera – napisał pewnego razu Tom. Poczułam jak na mojej twarzy pojawia się szkarłatny rumieniec.
Naprawdę? – odpowiedziałam głupio. – Wydaje Ci się…
Nie chcesz mi powiedzieć? Ja przecież mówię Ci wszystko, jesteśmy przyjaciółmi.
Tak wiem, ale… No dobrze. Harry mi się bardzo podoba, podziwiam go. Jest bohaterem.
To prawda, jest bardzo odważnym chłopcem. Dlaczego więc do niego nie zagadasz?
On mnie chyba nie lubi. Woli towarzystwo innych osób – swoich przyjaciół, no i Hermiony. Wydaje mi się, że to ona mu się podoba.
Ginny, mam pewien pomysł na zwrócenie jego uwagi. Pomożesz mi?
* * *
Nie poszłam na ucztę. Nogi niosły mnie w inne miejsce. Do łazienki Jęczące Marty. Tom sprawiała, że umiałam uśmiechnąć się do innych uczniów znajdujących się na korytarzu. Nie bałam się. Pozwoliłam mu się poprowadzić. Równie dobrze mogłam zamknąć oczy. Nawet przez chwilę zapragnęłam tego, jednak jego silne dłonie podtrzymywały moje lekko sine powieki.
On rozejrzał się za mnie, po czym wprowadził do pomieszczenia. Było pusto. Tom już wcześniej powiedział mi, że dziś jest odpowiedni moment, ponieważ Jęcząca Marta będzie poza swoją łazienką. Nie pomylił się, nie zdziwiło mnie to.
Po cichu podeszłam do jednej z umywalek. On dotknął jej moją dłonią. Była zimna, tak mi mówił – Ginny ona jest bardzo, bardzo chłodna.
Po chwili coś dziwnego wydobyło się z mojej piersi. Coś jakby syk? Wystraszyłam się, ale ciepłe macki owiły się wokół mojego umysłu i uspokoiły narastającą panikę.
Coś zaczęło się dziać. Umywalki z głośnym brzdękiem zaczęły się przesuwać – zapadać – znikać… pozostawiając tylko wielką dziurę. Tom pozwolił mi zajrzeć do środka, a może sam chciał zobaczyć co jest wewnątrz?
Wychyliłam się. Czarny tunel stromo spadał w dół. Pomodliłam się cicho, oby nie kazał mi tam skakać. Moje nerwy nie wytrzymałyby tej mrożącej krew w żyłach przejażdżki.
Dziękuję Ci Ginny. – Usłyszałam jego głos w głowie. To było zaskakujące. Zawsze potrzebowaliśmy dziennika, choć doskonale wiedziałam, że umie wpływać na mnie w inny sposób. Teraz czułam jeszcze bardziej więź, która nas łączył. Namacalna wstęga była więcej warta niż rozmowy na papierze.
Znów zasyczałam. Znów się wystraszyłam tego dźwięku. I nagle coś zaskrzypiało, coś zaczęło się wspinać po stromych ścianach grubej rury. Coś grubego, tłustego, wielkiego… poczułam dziwny zapach wilgoci.
To, co się dzieje? – zapytałam, choć nie czułam strachu. Nic nie czułam.
To nic, moja kochana, to nic. Nie musisz się bać. To mój przyjaciel.
Na brudną posadzkę padł złowieszczy cień, on był ostatnia rzeczą, jaką udało mi się dostrzec. Potem moje powieki stały się ciężkie. Opadły. Ja sama opadłam w nicość.
Komnata Tajemnic została otwarta. Strzeżcie się wrogowie Dziedzica.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy