Korytarze
Hogwartu wydawały się ciaśniejsze niż na początku września.
Metalowe zbroje obserwowały mnie groźnie spod swoich hełmów,
miałam wrażenie, że w każdej chwili mogą wyciągnąć swoje
miecze i jednym ruchem odciąć mój głupi łeb. Kto by wtedy za mną
zapłakał?
Ginny,
o czym Ty myślisz? – rozległ się głos w mojej głowie.
Przepraszam,
zapomniałam o Twojej obecności. Czasem w ogóle Cię nie czuję.
Minęło tyle tygodni odkąd nie potrzebuję już dziennika, a wciąż
nie mogę się przyzwyczaić. Poza tym… wiesz, Tom, czasem sobie
myślę, że to jest dla mnie trochę krępujące. Wiesz, jesteś ze
mną cały czas, słyszysz moje myśli, towarzyszysz mi w trakcie
posiłków, na lekcjach, w łazience…
W
mojej głowie rozległ się jego śmiech. Nie był szyderczy, groźny
czy nieprzyjemny. Nie. Wręcz przeciwnie. Pełen ciepła i
pozytywnych emocji. Jednak ja poczułam, jak na mojej twarzy pojawia
się szkarłatny rumieniec. Opuściłam głowę. Tom chyba też
stracił kontrolę nad moim ciałem, bo nie zwróciłam uwagi, kiedy
wpadłam w kościste plecy nauczyciela eliksirów.
Snape
odwrócił się na pięcie i popatrzył na mnie groźnie. Chciałam
zagryźć wargę, jednak ciepłe macki Toma szybko się zreflektowały
i zacisnęły na moim umyśle. Jednak nawet on zbyt agresywnie chciał
zapanować nad sytuacją.
Fala
bólu przebiegła po moim ciele, rozpalając kości żywym ogniem.
Nie mogłam krzyczeć, nie mogłam jęczeć, nie mogłam zwinąć się
w kłębek, nie mogłam zacisnąć zębów, nie mogłam zapłakać.
Nie pozwolił mi się nawet poruszyć.
– Weasley.
– Usłyszałam jak przez mgłę głos nauczyciela.
– Przepraszam,
panie profesorze. – Ku mojemu zaskoczeniu, odpowiedź brzmiała
zaskakująco zwyczajnie. – Zagapiłam się.
Snape
przyglądał mi się podejrzliwym wzrokiem. Lustrował dokładnie –
cal po calu. Tom pozwolił mi się zatrząś, abym wyglądała
bardziej realnie.
Fala
dziwnych obrazów przeszła przez moją głowę. Ja spokojnie
rozmawiająca z współlokatorkami, ja odrabiająca wraz z Colinem
pracę domową na zaklęcia, ja grająca z braćmi w eksplodującego
durnia, ja spacerująca po błoniach, ja odwiedzająca Hagrida, ja
śmiejąca się, ja szczęśliwa.
– Minus
pięć punktów dla Gryffindoru – oznajmił przez zaciśnięte
zęby. – Może to nauczy cię, Weasley, że należy zawsze być
czujnym.
– Jeszcze
raz, przepraszam – jęknęły moje usta, choć według mnie była
to już przesada.
* *
*
Znacie
to powiedzenie: zaraz wyjdę z siebie i stanę obok? W zasadzie
odnosi się ono do osób mocno czymś zdenerwowanych, ale w sumie
mogłabym powiedzieć tak również o sobie.
To
było dziwne uczucie. Obserwowałam swoje ciało. Moja dusza stała
gdzieś obok, czasem unosiła się na wysokości sufitu. Ruchami
nowej Ginny kierował Tom. Był niesamowitym lalkarzem. Bez problemu
sprawiał, że ręce unosiły się i opadały, a nogi stawiały równe
kroki.
Czasem
udawało mi się wrócić do ciała. Ale działo się to tylko i
wyłącznie w momentach, w których dziennik leżał daleko ode mnie.
Moja
dusza zaczęła się martwić. Jak długo miało to trwać? Tom
mówił, że potrzebuje pomocy, ale nadal nie wytłumaczył mi w
czym. Poddawałam się jego woli, zresztą nie miałam innego
wyjścia. Bardzo lubiłam Toma, ale z czasem zaczęłam się go bać.
Z
góry miałam dobry widok. Pewnego dnia zauważyłam Freda i George’a
czających się za metalowymi zbrojami. Wyskakiwali co jakiś czas
nakryci grubymi futrami i z pomalowanymi na czarno twarzami. Moje
ciało kuliło się wtedy, a drżący głos prosił, aby nigdy więcej
tego nie robili.
Po
jakimś czasie Percy zauważył, że coś jest nie tak. Znów zaczął
się martwić o moje porzucone przez duszę ciało. Chciałam
krzyczeć, ale mnie nie słyszał. Zamiast tego moje usta
wypowiedziały doskonale wyuczoną regułkę: wszystko gra. Jestem
zmęczona i trochę tęsknię za rodzicami.
Ostatnie
słowa akurat były prawdą. Tęskniłam za mamą i tatą. Chciałam
się do nich przytulić. Wierzyłam, że jakąś pradawną mocą
przerwaliby to wszystko i uratowali mnie.
Co
czujesz, kiedy wkładasz do ust kostkę cukru? Kiedy malutkie
kryształki rozpuszczają się na Twoim języku? Czy nie masz
wrażenie, że jest aż nazbyt słodko?
Co
czujesz, kiedy wkładasz do ust grudkę soli? Kiedy malutkie
kryształki rozpuszczają się na Twoim języku? Czy nie masz
wrażenia, że są aż nazbyt słone?
A
przecież oba są białe, niezauważalne, może lekko… połyskujące?
Tom
omal nie roześmiał się, kiedy McGonagall zarządziła, aby wszyscy
zjawili się na Klubie Pojedynków prowadzonym przez nauczyciela
obrony przed czarną magią – Gilderoya Lockharta. Chciałam go
nawet zapytać, dlaczego tak zareagował, ale zdawał się nie
słyszeć moich myśli. Miałam wrażenie, że to kwestia czasu,
kiedy nawet one zostaną mi odebrane.
Do
sali poszliśmy razem, to znaczy on poszedł, używając moich nóg.
Nie były odrętwiałe, choć według mnie sprawiały takie wrażenie.
Moje ciało stanęło razem z resztą pierwszoklasistów. Nie z boku.
Nie. To byłoby zbyt podejrzane. Mogłoby wywołać pytania. A
wiedziałam, nie wiem skąd, ale wiedziałam, że właśnie ich Tom
się obawiał. Nie bał. On nie bał się niczego, ale obawiał.
Moje
oczy patrzyły na to wszystko bez zbędnej fascynacji. Tylko czasem,
Tom nakazywał moim ustom westchnąć cicho do profesora. Bo przecież
wszystkie dziewczyny wzdychały. Miałam robić to, co wszystkie.
Miałam być bezkształtną masą, bezkształtnym tłumem.
Zasnęłam.
Zabawne, prawda? Spałam, choć w rzeczywistości stałam i
obserwowałam nic niewartą lekcję pojedynku. Moje emocje, uczucia,
zmysły były, jakby to ująć… wyłączone? Tak, to chyba dobre
słowo.
Nie
bój się, moja mała – usłyszałam w myślach. – Mam
wszystko pod kontrolą. Wszystko.
La verite, ty żyjesz! Całe szczęście... Mam nadzieję, że w najbliższym czasie można spodziewać się nowego rozdziału? Zdążyłam już zacząć czytać całość po raz trzeci, więc byłoby fajnie, gdyby pojawił się ciąg dalszy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ros [sercenakluczyk.blogspot.com]
jakoś mi sie żyje. niestety w roku szkolnym nie miałam zupełnie czasu na pisanie. dzieliłam go między zapierdalaniem w klasie biologiczno chemicznej i dłuuugą rehabilitacją kręgosłupa. ogólnie, kiedy myślałam że jest dobrze -między lutym a marcem - okazało się że to tylko cisza przed burzą. jednym słowem, katastrofa.
UsuńAj, współczuję w takim razie. Kręgosłupy sprawiające problemy to zło! Biologia i chemia też, ale stwierdzam, że kręgosłup gorszy xD Przynajmniej w mojej hierarchii wartości.
UsuńMam nadzieję, że świadectwo będziesz miała ładne :) I że wszystko się już poukładało i jest lepiej!
no właśnie... świadectwa nie będzie. to znaczy będzie ale bez promocji. niestety od marca nie zaszczyciłam szkoły jeżdżąc po wszystkich możliwych klinikach. w pewnym sensie tak będzie lepiej. jestem w 2 klasie LO i nie mogłam sobie pozwolić na takie zaległości przed maturą.
UsuńAuć... to ja może skończę narzekać na moje problemu zdrowotne, bo tak źle nie mam, żeby musieć jeździć po szpitalach i tak dalej. A to coś się stało, wypadek jakiś czy tak ogólnie? Nie, żebym była wścibska, tak pytam, nie musisz odpowiadać.
UsuńDobrze, że nie porobiłaś sobie zaległości, a będziesz miała rok, żeby to nadrobić, bo mówię z tegorocznego doświadczenia: nawet bez zaległości ciężko ze wszystkim zdążyć w klasie maturalnej!
we wrzeniu potrącił mnie samochód. na początku nie było źle. założyli mi kołnierz ortopedyczny i gips na rękę. potem wróciłam do jazdy konnej i katastrofa murowana. miałam obolałe plecy poszłam do lekarza i okazało się że była zła diagnoza. jednym słowem - polska.
Usuńnauczyciele chcieli mnie przepuszczać na siłę, bo byłam dobrą uczennicą i takie tam. ale tata rozmawiał z dyrektorem i wszyscy doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepiej.
Wiesz, zawsze lubiłam twoje opowiadanie, jednak jakoś nigdy nie miałam odwagi aby cokolwiek skomentować. Nie jeden raz próbowałam odtworzyć historię Ginny za czasów gdy kontrolę nad nią przejął Tom, ale nigdy mi się to nie udawało. Doceniam cię, bo jest to ogromna praca. Jestem ciekawa czy Ginny po tych wszystkich wydarzeniach wciąż będzie miała zaufanie do Toma. Ale co ona może poradzić? To on przejał kontrolę nad jej ciałem. Czekam na dalszy rozdział i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń