piątek, 22 czerwca 2012

Wpis pierwszy: Start

Oddychałam głęboko. Delikatne podskakiwanie pociągu i rytmiczny szum kół na torach sprawiał, że coraz bardziej robiłam się senna. Pierwszy raz jechałam do Hogwartu. To tej nocy miało spełnić się moje największe marzenie. W przedziale byłam sama. To Fred i George zawsze opowiadali mi, jak w szkole jest super. Wszyscy ich uwielbiali. Mieli poczucie humoru, lekkość w podejmowaniu decyzji i... eh... wszystko, czego nie miałam mieć ja.
Próbowałam się przespać, jednak nic z tego nie wyszło. Cały czas moją głowę zaprzątał dziennik niejakiego Riddla, spoczywający w mojej torbie. Wstałam z miejsca i weszłam na siedzenie. Z bocznej przegródki wyjęłam mały, czarny notesik oprawiony w skórę. Przejechałam palcem po nazwisku autora.
Na małym stoliku ustawiłam kałamarz i pióro. Zamoczyłam stalówkę i otworzyłam pamiętnik na pierwszej stronie. Zawahałam się. Rozejrzałam się jeszcze raz po przedziale, sprawdzając czy aby na pewno nikt mnie nie obserwuje. W końcu podjęłam decyzję. Zaczęłam pisać.
Nazywam się Ginny Molly Weasley i mam jedenaście lat.
Moje zdziwienie było ogromne, kiedy lekko pochyłe i niewyrobione pismo zniknęło, a na pergaminie pojawiły się kształtne litery.
Witaj Ginny. Nazywam się Tom Riddle.
Zalęknięta zatrzasnęłam dziennik. Czułam jak moje serce kołacze w piersi. Oddech stał się szybszy. Coś wewnątrz kusiło mnie, aby jeszcze raz otworzyć książeczkę, jednak... Ale przecież, to nie mogło być nic niebezpiecznego. Pewnie jakiś zaczarowany pamiętnik dla dzieci bez przyjaciół. Przecież przedmiot nie mógł zrobić mi krzywdy.
Sięgnęłam ręką, aby podnieść okładkę, kiedy drzwi przedziału rozsunęły się ze zgrzytem. Spłoszona podniosłam wzrok, czułam się jak ktoś przyłapany na gorącym uczynku. Przede mną stał chłopiec. Musiał być w moim wieku, ponieważ choć był odziany w czarną szatę, to na jego piersi nie widniała żadna odznaka. Był dość niski i chudy. Jego czoło przykrywała długa, blond grzywka. Odgarnął ją i spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami. W ręku trzymał czarny aparat fotograficzny.
Hej! – zaczął, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Jestem Colin Creevey.
W dwóch krokach znalazł się przy mnie i podał mi rękę. Uścisnęłam ją nieśmiało, chowając dziennik za plecami. Poczułam jak na mojej twarzy tworzy się szkarłatny rumieniec.
Widzę, że też jedziesz do szkoły pierwszy raz – kontynuował. – Pomyślałem sobie, że może jesteś z rodziny czarodziejów i opowiesz mi o Hogwarcie. Ja jestem mugolakiem, kiedy dowiedzieli się o tym poprzedni towarzysze, to kazali mi się wynosić. Nazwali mnie jakoś dziwnie. Nie brzmiało to miło.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.
Ty też jesteś uprzedzona? – zapytał cicho. – Wybacz, już sobie idę...
Nie, zaczekaj – krzyknęłam. – Jasne, że mogę ci krótko opowiedzieć. Mam sześciu starszych braci w szkole. To znaczy dwóch już skończyło, ale...
Naprawdę?! Ja byłem zachwycony, kiedy dostałem list. Mój tata jest mleczarzem, obiecałem mu, że zrobię mu tysiące zdjęć. Czy ciebie też mogę sfotografować?
I nie czekając na odpowiedź, błysnął mi fleszem po twarzy. Wystraszona zacisnęłam powieki. Przez chwile miałam wrażenie, że kiedy znów je otworzę, to ten dziwny chłopak zniknie. Nic takiego się nie stało. Siedział przy mnie. Czułam jak róg dziennika wbija mi się w plecy. Bałam się, co będzie jeśli go zobaczy, jednak nie potrafiłam powiedzieć dla czego. Uznałam, że muszę bronić Toma przed obcymi.
Pozostała część podróży minęła nam na rozmowach i opowieściach dotyczących Hogwartu. To znaczy, ja mówiłam, Colin przerywał mi co kilka minut wtrącając coś dotyczącego swojej rodziny i życia mugoli. Pod koniec chłopak doszedł do jednego wniosku. Nie chciał nigdy trafić do Slytherinu. A ja... Musiałam być Gryfonką. Nie mogłam przynieś wstydu mojej rodzinie.
~*~
Weasley Ginewra! – powiedziała srogo wyglądająca kobieta.
Czułam jak wzrok wszystkich zgromadzonych w Wielkiej Sali spoczął na mnie. Wysoka kobieta, stojąca przy małym stołku była zastępcą dyrektora, opiekunką Gryfonów, nauczycielką transmutacji. Nazywała się profesor Minerwa McGonagall. Jeśli wierzyć moim braciom, to na jej twarzy jeszcze nigdy nie zagościł uśmiech. Kiedy widziałam, jak lustruje mnie wzrokiem, byłam skłonna dać temu wiarę.
Podeszłam do niej niezgrabnie i przysiadłam na taborecie. Zacisnęłam wargi i założyłam na głowę Tiarę Przydziału. Milczała przez kilka długich sekund.
Z tego co wiem, jesteś najmłodsza w rodzinie – rozległ się jej głos. Słyszałam go dokładnie, obejmował całe wnętrze mojego umysłu. Miałam nadzieję, że nie dochodzi on do nikogo poza mną.
Będę trochę tęsknić za waszymi rudymi czuprynami i szlachetnymi sercami.
GRYFFINDOR!!! – To już usłyszeli wszyscy. Po sali przetoczył się gwar oklasków, a z mojego serca spadł ogromny kamień.
~*~
Sypialnię dzieliłam z dwoma innymi dziewczynami. Miranda Grunnion była chudą dziewczyną o długich, jasnych włosach zaczesanych w dwa warkocze. Przez cały wieczór rozentuzjazmowana opowiadała o swojej rodzinie. Jej matka pracowała dla Proroka Codziennego. Wymyślała krzyżówki i pytania konkursowe, natomiast tata był właścicielem sklepu z kociołkami.
Drugą współlokatorką była Astrid Tempel. Była dość krępa i niska. Kasztanowe włosy układały się w ładne loki, a na pyzatej twarzy gościł nieśmiały uśmiech. Tak jak ja wolała trzymać się z boku i nie mieszać w dyskusję z Mirandą. Wyszło na to, że pierwsza dziewczyna prowadziła monolog.
Kiedy wróciłam z łazienki, panna Grunnion już spała, natomiast Astrid zasłaniała kotarę. Mruknęła ciche dobranoc i po kilku minutach usłyszałam cichutkie chrapanie dobiegające spod jej kołdry.
Chciałam iść w ich ślady, jednak nie odczuwałam zmęczenia. Przewracałam się na boki przez kilka minut, po czym usiadłam zrezygnowana. Spod poduszki wyciągnęłam czarny pamiętnik. Ostatni raz - przysięgałam sobie w duchu.
Na szafce nocnej postawiłam zapaloną świecę. Nie dawała zbyt wiele światła, jednak pozwalała mi dostrzec jasnożółty pergamin na pierwszych stronach dziennika. Kolejny raz tego dnia zamoczyłam stalówkę w czarnym atramencie i drżącą rękę napisałam:
Cześć, Tom.
Witaj, Ginny.
Wiesz, że dziś pierwszy września? W końcu spełniło się moje marzenie. Jestem w Hogwarcie. Ale najważniejsze jest to, że jestem Gryfonką. Nie mogę wyobrazić sobie złości i zawodu rodziców, kiedy okazałoby się, że trafiłam do innego domu.
Dlaczego? Co jest takiego w Gryffindorze? Przecież każdy dom ma swoje wady i zalety. Krukoni są inteligentni, Puchoni mili i sympatyczni, a Ślizgoni pewni siebie i mają wysokie ambicje.
Cała moja rodzina była w Gryfindorze. Moja szóstka barci, rodzice i dziadkowie. To byłoby dziwne, gdyby jedyna córka trafiła do innego domu, nie sądzisz?
Nie. Dzieci nie powinny być kopią swoich rodziców. Jesteś mądra. Powinnaś szybko to zrozumieć.
Mądra?
Tak, jesteś mądrą dziewczynką, Ginny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy